|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
joebarAce
Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 156
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Belchatow, Cambridge
|
Wysłany: Nie 5:06, 19 Mar 2006 Temat postu: YORKSHIRE - i znow wakacje 2004 ;) |
|
|
I kolejny hicior tamtych lat czyli wyjazd do Yorku na airshow.... ech... zreszta poczytajcie sami
YORK YORK YORK – czy jak to tam foki wołają...???
CEL:
Airshow w York’u i zabytki hrabstwa Yorkshire
EKIPA:
Kotlet i Pinezka na TRX 850
Joebar i Pasazerka Na Tamte Czasy na GSX 750 E AD 1981
Godz. 20. Żeby nie zatracać tradycji w narodzie, pierwszy punkt naszej wyprawy przypada na Ace Cafe London. Jako drugi punkt wyprawy obieramy pozycję w menu spod znaku CHILLI’n’CHIPS’n’CHEESE – najbardziej ‘adekwatny do ceny’ posiłek, a przy tym kompatybilny z polskimi żołądkami Kolacyjka trochę się nam przeciąga, a to wszystko dlatego, że za oknami Ace’a leje gęsty deszcz... no cóż nikt nie powiedział, że będzie kororowo
Wyczekujemy momentu, kiedy opad zdergradował się do czegoś pomiędzy mżawką, a kropieniem (u nas się to nazywa ‘pierd...nie’) i wio!!! Wio to tylko tak na początek, potem to już pas środkowy i faaaaajaaa! No tak, a już było tak fajnie, znów lunął gęsty deszcz i po raz kolejny dowiodłem swojej małomyślności i nieprzywidywalności. Otóż jedyne co posiadałem na głowie to był kask typu ‘open face’ (czyli Orzech, przez wielkie ‘O’) podczas gdy mój kochany cieplutki Nolan spoczywał na szafie w pokoju. Nie wiem, czy znacie to uczucie, kiedy przy 140 deszcz napiera na twarz (nawet przez bandamkę i golf) – coś jak akupunktura dla uboższych, w stylu ‘gdzie popadnie’ i bez kontrreakcji na nasze głośne AUUUUUUU!!!! Nie ma bata – zjeżdżamy na najbliższe Services – migacz w lewo, pochył w lewo i... wjeżdżamy w totalną ciemnię – parkujemy koło dystrybutora – ciemno. Obok przystają inni turyści motocykliści – chyba Angole. Tankstelle ist gelschlossen – mniejsza o to jak się to pisze i tak wychodzi na jedno – wsio jest zamknięte i nici z tankowania, ani poradzenia na moje ‘kaskowe bezszybie’. Miałem taki niecny plan – żeby w tej ciemnicy panującej na stacji podjumać Angielskim bikersom ich zamknięty kask, a zostawić im mój... he he.
Dobra, dotarliśmy do następnych serwisów. Zadanie jest proste – kupić taśmę i materiał na szybę . Obszedłem najpierw śmietniki w poszukiwaniu jakichś pustych butelek, ale lipa. No nic, pogodziłem się w końcu z myślą, że muszę pozbyć się paru funtów na nowy półprodukt. Wchodzę do sklepu, przechadzam się między regałami i... znalazłem na podłodze 5 funtów! no to już mam na zakupy! Do koszyka wpadła taśma ‘duck tape’ (zwany w slangu polish bikersów – kevlar) oraz wiaderko popcornu. Szacowna prażona kukurydza wylądowała w reklamówce na tzw. potem, a wiaderko poszło pod nóż. Wyszła całkiem niezła szyba, a ze ścinek wystrugałem mini owiewkę. Teraz to miałem bandycki sprzęt! No to jedziem! Jeszcze tylko Kotlet nabywa na stacji namiot za drobne. Zbiorniki pełne, mózgi odświeżone RedBullami i batonikami – Faaaaajaaaa! Wysunąłem się na prowadzenie i próbowałem wprowadzić średnią przelotową na podstawie obrotomierza, bo na podstwie prędkościomierza można było tylko... nic nie możnabyło, bo linka urwała się ze 2 zmiany oleju temu. Po paru mocnych turbulencjach wskazówka ustawiła się na ok. 7-8 tyś. Czyli w moim mniemaniu ok. 150km/h. I tak sobie lecieliśmy przez noc pustymi autostradami, aż w zbiorniku zaświtało dno i trzeba było znów zjechać do depo. Troszkę się zaniepokoiłem, że weszło mi tym razem do zbiornika ponad 14L. Udałem się więc z zapytaniem do Kotleta – ile przejechaliśmy km? jak szybko jechaliśmy i czemu brakuje mi w zbiorniku więcej niż zwykle? Kotlet udzielił mi odpowiedzi bardzo mnie zaskakującej – za nami juz dodatkowe 200km, a pyciliśmy ciągle ok. 180 z tendencjami pod 190. Oh Dear! nie chciałem! I mój motocykiel to zdzierżył??? Nikomu nie można dzisiaj ufać, nawet pieprzonej wskazówce oszukującego obrotomierza...
Ten postój zajął nam ok. 1,5 godziny – była herbata, krótka drzemka i usprawnienia w mojej szybie – wprowadziłem do konstrukcji widelec, zapożyczony z restauracji, jako element usztywniający, bo mi pęd powietrza wgniatał szybę w twarz... – działał bez zarzutu.
Utrzymywaliśmy dalej tempo ciut bardziej tempowate od tego co mówią przepisy, aż osiągnęliśmy YORK. Udaliśmy się po drogowskazach na miejsce pokazów lotniczych i zaszyliśmy się z namiotami na zakrzaczonym parkingu. Padliśmy expressowo jak notowania SLD i w pozycji zdechłego chomika dospaliśmy do rana.
Najmniej przyjemny moment, który rozpoczął dzień drugi, to było ‘kartkowanie’ za bilet wstępu na pokazy lotnicze – 52 funty za naszą czwórkę. Nie mniej jednak po pierwszych 2 godzinach pokazów nikt nie żałował i dawno już zapomniał o wydanej gotówce. A było na co popatrzeć, bombowce współczesne i te z 2. Wojny Światowej, odrzutowce, myśliwce stratu pionowego, akrobacje w wykonaniu Red Arrows. Jednym słowem cały dzień z głową w górze i pełen doznań organoleptyczno-akustycznych jakich, przynajmniej ja, jeszcze z życiu nie uświadczyłem.
Smutno nam było kiedy się to wszystko skończyło, ale z bananami na buzi ruszyliśmy w strone wschodniego wybrzeża w poszukiwaniu szczęścia, a przede wszystkim noclegu. Jak na ‘kasiastych’ ludzi przystało zatrzymaliśmy się w kurorcie zwanym Bridlington – i przepuściliśmy ogromną kasę na najtańsze żarcie w McDonaldzie. Przeszliśmy się też po nabrzeżu – ach, jak romantycznie, ha ha.
No i suma sumarum owego noclegu przyszło nam szuakć po ciemku, a żeby było trudniej to padły mi światła i zostałem z postojówkami – nie no, zawsze mogło być gorzej, nie? i było... bo siadły też kierunkowskazy! Nie takie się historie przerabiało , więc obeszło się bez paniki.
Po ok. godzinnych poszukiwaniach i wybrzydzaniach wylądowaliśmy nad samym morzem. Rozbiliśmy ‘iglaki’ i przy szumie morza i wiatru udaliśmy się ‘przywitać, każdy ze swoją, gąską’ z małymi przerwami na... to co tygrysy lubią najbardziej, he he he
Każdy miał nadzieję zostać obudzonym przez szum Morza Północnego... nic z tego... zamiast błękitnej szumiącej bezkresnej wody sen przerwał wkurzony farmer i jego Land Rover w wersji ‘rumoczący diesel’. A jak! kazał się wynosić yno raz! Hmm... Oki doki Panie Fasola, ale potrzebujemy jeszcze z godzinkę na zapakowanie osiołków i zrobienie serii zdjęć w tym pięknym miejscu.
Nie minęło obiecane 60min i już toczyliśmy się z powrotem do Yorku, aby pozwiedzać miasto i zjeść lunch, tzn. po polskiemu drugie śniadanie – tylko takie oszukane, bo nie było pierwszego, ach nie ważne... Kupujemy kurczaka z solarium, torbę jogurtów i chleba. Rozkładamy się z tym wszystkim w jakimś parku – gdzie nawet udaje nam się wjechać dryndami. Zapach grillowanej kury zwabia z odległości pół mili pięknego setera irlandzkiego. Za 5 min doczłapał się jego/jej zdyszany właściciel – okazało się, że psiak był 3 tyg. na diecie i taki kurczak to dla niego utopia. Nie chciał odejść, a przy tym robił takie blagalne miny jakie ja będę ćwiczył na egzaminie z ekonomii. Pan był nieubłagalny i psiak został odholowany niczym samochód za złe parkowanie.
Moi kompanii zdrzemili się okropnie, a ja przystąpiłem do rozbiórki GSX’a w poszukiwaniu świateł, kierunków i... w zasadzie to wszystko, bo mocy i przeglądu w dowodzie już od dawna nie stwierdzono Awaria nic wielkiego – padła żarówka i bezpiecznik... tylko po co musiałem ściągać cały zbiornik??? Nobody knows, the truth is out there
Cieżko było ich pozbierać, ale motywacja zawierająca w treści zamki, pałace i zakręty podziałała nam wszystkim na wyobraźnie i... i co? I faaaaajaaaaa!
Teraz powinna nastąpić lista zabytków, które ‘zahaczyliśmy’, ale... hmmm nie wynika to bynajmniej z mojej ignorancji, tylko mniejsza o nazwy – było bosko, jakieś katedry, ruiny, a na koniec niby deser – Nothingham – czyli ‘podwórko’ Robin Hooda i jego ferajny. Odwiedziliśmy ogrody wokół Pałacu Nothingham – porażka, szczerze. No jakoś nijak nie kojarzyło mi się to z legendą o Robinie. To tak jakby wprowadzić wycieczkę turystów w poddziemny parking Tesco gdzieś w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej i powiedzieć, że tu mieszkał Janosik, tylko dokładnie nie tu, ale gdzieś w promieniu 100km. Ów punkt programu zgodzi się nazwać deserem tylko Kotlet, który skorzystał (jak się należy) z toalety i papieru Robina he he
Tankowanie i faaaaajaaaa na Lądek.
I znów tradycja musi być tradycją – po trzech dniach tułaczki parkujemy pod Ace i doładowujemy kredyt energii kawą... na chips’chilli’n’chips nie ma już nikt ochoty, po za tym kuchnia tylko czynna do 22...
Jakby tego było mało dokręciłem jeszcze tej nocy półtorej stówki odwożąc Pasazerke na lotnisko.
Na kołach w sumie nawinięte zostało lekko ponad 1.200km, a przeżycia i wrażenia wylewały się z głów galonami. Na pamiątkę zostały szyba do kasku, kamyki znad morza i łyse opony (ach, ten diabelsko ostry asfalt!!!).
Następny dzień upłynął pod znakiem kaca wyjazdowego, i przywracania motocykla do życia. Myślałem, że będę miał dość na jakiś czas, ale gdy tylko zamknę oczy, słyszę nawoływania z północy – to Lochness mnie wzywa...
pozdrawiam
kuba vel joebar
I JESZCZE RAZ DO NASLADOWANIA WZOR MOTOTURYSTY
Atak UFO(discmana) na dwie wieze w Yorku
HONDA Blackbird w wersji dla wojska
JULIUSZ CEZAR tez byl BIKERem
SETER IRLANDZKI na diecie
WIDOK Z NAMIOTU
[img][/img]
LEGENDARNY TEAM KOTLETOR, PINESSKA i TRX (8h na trasie Gorzow-Calais)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Majorka
Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Bełchatów
|
Wysłany: Czw 21:18, 23 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Wiesz co Ziom, podoba mi sie Twoje poczucie humoru w tych txtach
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
joebarAce
Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 156
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Belchatow, Cambridge
|
Wysłany: Pią 0:01, 24 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Dzieki PoZIOMKO
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Szeryf
Dołączył: 24 Sty 2006
Posty: 174
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: różnie
|
Wysłany: Pią 11:18, 24 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Stiepan a gdzie fotka jak przerobiłeś kask otwarty na integralny za pomoca popcornu i widelca <respect>
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
joebarAce
Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 156
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Belchatow, Cambridge
|
Wysłany: Pią 18:06, 24 Mar 2006 Temat postu: |
|
|
Szukam Stiepan, szukam i znalezc nie moge ale szukam...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|